wtorek, 8 grudnia 2009

Jak grać w Agricolę? Nie jak Marian :P

Na ostatnim czwartkowym spotkaniu planszówkowym (mam to szczęście spotykać się w miarę regularnie z naszą ekipą planszówkową) zagraliśmy m.in. w Agricolę z Torfowiskiem. Graliśmy również w Factory Managera, ale o tym może kiedy indziej.

Czteroosobowa partia w grę rodzinną (bez małych usprawnień) zajęła nam niewiele ponad dwie godziny, może dwie i pół z rozstawianiem/chowaniem. Torfowisko wcale nie wprowadziło dużego zamieszania, a było to nasze pierwsze z nim spotkanie. Może dlatego, że w Agricolę nie gramy zbyt często i nie mamy jeszcze swoich ulubionych taktyk...

Od początku widać było, że Czwarty był lepiej do Torfowiskowania gry przygotowany (musiał jakieś solówki w domu rozegrać skubany), bo w pierwszych fazach brał karty z dodatkową akcją na potęgę! Ku naszemu zdziwieniu chętnie płacił też dodatkowy koszt (2 żywności) za powtórne użycie karty raz wybranej przez innego gracza. Z drugiej strony nie dziwota, skoro co ruch brał kartę, która dawała mu dodatkową żywność. Szybko zobaczyliśmy plusy tej strategii - dzięki tym kartom, Torfowisko ułatwia grę (również torfy i lasy na farmie zmieniają się w coś pozytywnego bez udziału członków rodziny).

Jak już zaczęliśmy załapywać o co chodzi z tymi akcjami z kart, Czwarty zdążył już wybudować usprawnienie podpakowujące kopanie torfu i zaczął nas raczyć kolejną nowością - kopanie torfu dawało mu 5! zamiast 3 żetonów opału (zgarnął przecież już wcześniej konia). Pod koniec rozgrywki przypomnieliśmy sobie jednak, że każde drewienko można zamienić na opał, tak więc tu ta przewaga nie doskwierała aż tak bardzo.

Niestety wielokrotnie podczas gry dopadał mnie Analysis Paralysis, po czym często okazywało się, że próbowałem wybrać pomiędzy dwoma czy trzema opcjami, które dawały taką samą liczbę punktów ;) Czyli na dobrą sprawę, zamiast wzbudzać coraz to nowe dopingi w stylu "Dzisiaaaj?!?", trzeba było brać co ładniej wygląda, bo w zasadzie to to właśnie punktowane jest w Agricoli :D

Koniec końców, po tej partii nabrałem ochoty na więcej Agricoli. Ogólnie jestem zwolennikiem grania w bardziej mózgożerne tytuły raz za razem, aby móc wypracować/doszlifować jakąś strategię. Tak więc, kiedy Czwarty do mnie zadzwonił proponując bonusowe spotkanie (nie bezinteresowne - chciał się wyrwać z kolacji u cioci, która akurat mieszka w mojej okolicy) zasugerowałem Agricolę. Oczywiście zostałem zbesztany za wybranie jednej z cięższych (wagowo) gier w jego kolekcji :)

Owego dnia ochoczo zaczęliśmy rozkładanie gry i entuzjastycznie zaproponowałem rozegranie wersji z dodatkiem, małymi rozszerzeniami i pomocnikami (no bo co w końcu, kurczę blade, jestem hardkorowym planszomaniakiem, czy nie jestem?). Czwarty na moją propozycję przystał... na swoje nieszczęście, jak się miało już bardzo szybko okazać.

Bo z takim ogromem możliwości i nowych opcji nie sposób sobie poradzić! AP zdominował całą rozgrywkę, nawet jeszcze przed tym jak się rozpoczęła (miałem przecież 14 kart do rozplanowania). Tym bardziej jeszcze, że Agricola jak większość gier, przy redukcji liczby graczy do dwóch, staje się jeszcze bardziej mózgożerna. Dodatkowo, większe ogranie Czwartego oraz świetne dolosowanie kart, pozwoliło na jego zdecydowaną wygraną (17! punktów przewagi, jeśli dobrze pamiętam). Nawet sam się przyznał, że szło mu "jakoś za łatwo" - czyli tak jakby zupełnie nie grał w Agricolę :P

Dwuosobowa partia zajęła nam dobre trzy godziny, więc dłużej niż partia czteroosobowa :/ A przecież spodziewaliśmy się szybszej rozgrywki. Ba! Planowaliśmy jeszcze partyjkę w coś innego! Jak się domyślacie, nic z tego nie wyszło...

Sugeruję więc Wam (a przede wszystkim sobie) zagranie kilkukrotne w rodzinną wersję Agricoli i sięganie po kolejne skomplikowania reguł po co najmniej 5 grach we wcześniejsze stadium. Niekoniecznie dotyczy to Torfowiska, które zarazem utrudnia (zaczynasz grę z pozajmowanymi terenami, musisz dbać o ogrzanie chaty) jak i ułatwia (dając dodatkowe akcje do wykorzystania bez użycia członków rodziny), chociaż zdecydowanie wydłuża ono rozgrywkę o jakieś 30 minut. A karty małych usprawnień i pomocników możecie sobie czytać dla wprawy w czasie wolnym od grania, np. do poduszki :)

Ale zdecydowanie nie grajcie jak Marian, bo mimo tego, że jesteście zaawansowanymi graczami (albo przynajmniej się Wam tak wydaje), życie na farmie w XVII wieku może przyprawić Was o niemały ból głowy!


Tak więc po małym kroczku, a często!
Marian

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz