Dobra, wcale tak nie jest. Odkładałem trochę zakończenie pracy nad snotlingami, bo wiedziałem, że na końcu będę musiał je jakoś umocować. A jak wspominałem wcześniej, tego właśnie się obawiałem. Jak się okazało - niepotrzebnie.
No dobrze, ale zacznijmy wszystko od początku...
Już wcześniej widzieliście, że snotlingi zostały potraktowane białym podkładem. Na tak przygotowaną bazę położyłem (i znów cienką warstwą, a nawet dwiema) kolor bazowy - Scorpion Green. Ten bardzo jasny kolor pasuje idealnie do tych małych szkodników. Po w miarę starannym malowaniu (jakoś nie mogę się przemóc do szybszego i bardziej bałaganiarskiego stylu) wyglądało to mniej więcej tak:
(wszystkie zdjęcia to linki)
Moje wrażenie jest tak pozytywne, że z następnym zamówieniem z Rebela, biorę ich cały komplet (trzeba wydoić urodzinowy rabat Grześka). Te trzy, które mam (zielony, brązowy i czarny), są już w połowie zużyte, więc ich zdublowanie nie wydaje się teraz takim kiepskim pomysłem. Szczególnie, że czeka mnie jeszcze około setki zielonoskórych do pomalowania ;)
Cieniowanie tą metodą ma tylko jedną małą wadę. A mianowicie - często zdarza się, że wash wypływa "poza linie". Dlatego właśnie robię to zawsze w pierwszej kolejności. Potem tylko chwila z białą farbką na cienkim pędzelku i po tych wypadkach nie ma znaku. Naprawdę opłaca się spędzić te kilka minut na "odzyskanie" zabrudzonych powierzchni, bo nie musimy się martwić o położenie innych kolorów na splamionych elementach. W tym przypadku głównie czerwonych:
Na powyższym zdjęciu niekoniecznie jest to super widoczne, ale skóra moich snotlingów została w międzyczasie rozjaśniona. Wcześniej całkiem udała mi się maska wagonu (no dobra, nie będę aż tak skromny - moim zdaniem wyszła mi zaje!), więc idąc za ciosem postanowiłem wzbogacić trochę mój warsztat malunkowy. Pomyślałem, że przyszedł czas na glaze'y.
Kiedyś trochę czytałem o tej metodzie i ogólnie chodzi o nakładanie bardzo rozwodnionych warstw farby - w zasadzie lekko zabarwionej wody. W tym przypadku zastosowałem mieszankę 1:1 Scorpion Green i Sunburst Yellow i całe mnóstwo wody - jakąś kroplę chyba ;) Taki roztwór umieszczałem na wystających elementach skóry, odrywając pędzel od figurki w najbardziej wystających miejscach - szczyt mięśnia, kolano, łokieć czy nos. Dzięki temu najwięcej barwnika zostawało na figurce w tych właśnie punktach, a pozostałe miejsca malowania (czy może bardziej moczenia) figurki bardzo delikatnie przechodziły w kolor poprzedni.
Nie zawsze przejścia były super-płynne, ale to i tak krok naprzód w stosunku do malowania jaśniejszych detali zwyczajną metodą. Muszę też przyznać, że same modele skłoniły mnie do rzucenia się na ten wyższy poniekąd stopień zaawansowania. Po pierwszych dwóch etapach, skóra wyglądała na gotową i malowanie jej w ten sam sposób co goblinów, nie miało za bardzo sensu - czułem, że tylko bym popsuł to co udało się uzyskać poprzez bazę + wash. Stąd też właśnie pomysł na spróbowanie glaze'ów.
Czerwony kolor przepasek, to wynik kilkukrotnego malowania. Nie zajęło to zbyt wiele czasu, gdyż szmatki są bardzo proste, małe i wszystkie bardzo do siebie podobne. Bazowe Red Gore zostało trochę rozjaśnione pomarańczowym, a potem przykryte rozcieńczonym Scab Red. Tu właśnie przydał by się czerwony wash GW. Potem wystające elementy potraktowałem raz czy dwa czystą czerwienią. Metal to oczywiście Tin Bitz (a potem drybrush z Boltgun Metal), a drewienka potraktowałem Beastial Brown (potem Devlan Mud).
Malowanie zębów to już wynik wcześniejszych eksperymentów. Kolejność była taka: Snakebite Leather na zęby (i przy okazji na pazurki), potem jama ustna (cała) zalana Badab Black. Następnie końcówki zębów zrobione Bleached Bone (przy okazji naniesiona też na końcówki pazurków), dziąsła lekko muśnięte Warlock Purple i kolejny wash (też na pazurki). I tak to właśnie wyszło:
No i właśnie. Załoga skończona... Czyli czas zabrać się za zaludnienie (zasnotnienie?) pokładu, a w zasadzie dwóch :) Zgodnie z podpowiedziami postanowiłem kleić na super klej. Figurki miałem już napinowane, więc postanowiłem pozostać przy mocowaniach na sztyfty. Wymagało to podziurawienia gotowego modelu.
Przy wierceniu otworów w pomalowanym modelu należy bardzo uważać na odpryski farby. Nie możemy co prawda zbyt wiele zrobić, aby się przed nimi uchronić (może tylko powoli zaczynać), ale na szczęście nie stanowi to wielkiego problemu. W okolicach wierceń i tak musimy zdjąć farbę (tak samo z okolic sztyftów w figurkach - czyli zazwyczaj spodów stóp), aby klej wiązał metal z metalem, a nie farbę z farbą. W razie kontuzji, odkleją się od siebie oba elementy, a nie warstwa farby, bo jej tam nie będzie (przynajmniej teoretycznie).
Takie są założenia tej metody. Moim założeniem jest - nie upuszczać modelu :D W każdym razie, gdy odpryski przy wierceniu się zdarzą, to albo nakryjemy je elementami przyklejanymi, albo musimy zapamiętać miejsca uszkodzeń i powrócić do nich po wyschnięciu kleju z pędzlem i farbką. A wracać do modelu i tak musiałem, bo przy przypasowywaniu załogi udało mi się zarysować model w wielu miejscach ;) Mam nadzieję, że wszystkie odnalazłem i zamalowałem.
Jak już widzicie, udało mi się znaleźć miejsce dla wszystkich snotlinów na głównej części wagonu i nie musiałem uciekać się do zaproponowanego przez producenta rozwiązania, czyli do jazdy na przednich ostrzach. W ten sposób pojazd wydaje się bardziej zabójczy! No i nic nie zasłania maski - z której jak wiecie, jestem całkiem zadowolony :D
Dla porównania odcieni skóry pomiędzy różnymi zielonoskórymi członkami mojej armii, przedstawiam tą poglądową fotkę rodzinną:
Im Zieloniec większy, tym ciemniejszy :P
Mam nadzieję, że powyższy wpis zrekompensował Wam moje wcześniejsze milczenie ;)
Pozdrawiam,
red_gobbo
NO no no! elegancka praca! :D
OdpowiedzUsuńNiech moc będzie z Tobą i Twoimi pędzlami!
Camelson
Uroczy, klimatyczny oraz humorystyczny model, a do tego elegancko pomalowany!
OdpowiedzUsuńRozczulają mnie te psotliwe snoty i przywołują na myśl bardzo miłe wspomnienia z dawnych gier :)!