czwartek, 21 stycznia 2010

Snotling Pump Wagon - bez snotlingów ;)

Udało mi się pomalować i skleić ten mały rydwan :)

No dobra, ledwo udało mi się go skleić. I nawet nie zapaprałem mojego malowania (aż tak bardzo) przez klej, którego nie mogłem chwilami opanować.

Muszę przyznać, że ten model przyniósł mi zarówno sporo radości, małą dozę zdenerwowania oraz napawa mnie teraz lękiem. Ale po kolei...

Malowanie tego modelu zacząłem, jak wiecie, od kółka. Kółka nie byle jakiego, bo stanowi ono połowę wysokości wagonu. Pod względem technicznym, nie było to nic wyrafinowanego - podkład, kolor bazowy (nakładany na dwa razy, mocno rozwodnioną, półprzeźroczystą farbą), drybrush na metalach, przyciemnianie wash'em, rozjaśnianie. I tak zrobiłem każdy z elementów. Wyglądało to nieźle, więc byłem zadowolony.
 
Do czasu. Przypomniałem sobie bowiem komentarz odnoszący się do orczego rydwanu i mówiący właśnie o drewnie. A dokładniej o tym, że nie wgląda ona naturalnie. Ponieważ moim zamiarem jest poprawianie się z figurki na figurkę oraz słuchanie konstruktywnych uwag, postanowiłem coś z tym zrobić...



Nie chciałem rezygnować z wykonanej już pracy, więc pomyślałem, że jedyne co mogę zrobić to dodanie kolejnego poziomu rozjaśnienia. Tym razem bardziej odważnego. Dla pogłębienia kontrastu, do rozjaśnienia użyłem farbki o ton jaśniejszej, dodając jedynie trochę koloru bazowego (Scorched Brown rozjaśniałem Bestial Brown) - zostawiając sobie opcję kolejnego stadium rozjaśnień, czystym kolorem jaśniejszym. Efekt mi się bardzo spodobał i nie chcąc przedobrzyć, postanowiłem na tym przystanąć.



Za to z maską poleciałem dalej! :) Nie tylko bazowy kolor (Red Gore) nakładałem w trzech fazach, ale pogłębiłem go korzystając z rozwodnionego glaze'u innego koloru (Scab Red). Następnie rozjaśnianie kolejno bazowym czerwonym, czerwono-żółtym, żółto-czerwonym, a na końcu same odrobinki czystym żółtym (Sunburst Yellow). To była dobra zabawa. Następnym razem zdecydowanie będę wielokrotnie rozjaśniał! :)



OK, teraz trochę ponarzekam na moje zdolności konstruktorskie. Niby przed malowaniem sobie wszystkie części powierciłem, ale jakoś nie bardzo byłem przygotowany, gdy przyszło już do składania... Za mało trenowałem "na sucho". No i z Poxipolem nie miałem jeszcze doświadczenia. W dodatku sklejałem wszystko trochę w pośpiechu i gdy rano wróciłem do modelu, musiałem go rozłupać i poprawić. Mam nadzieję, że się nie rozłupie samo :/ w końcu jest dobrze zpinowane. Ale i tak mi się wydaje, że jak już go obciążę tą całą małą hałastrą, to punkt ciężkości się zmieni i tylne koło znów będzie w powietrzu. Nie ma się co dziwić, że to cholerstwo porusza się losowo ;)



No właśnie, i to prowadzi do moich obaw. Próbowałem już sobie poustawiać snotlingi na wagonie. Jedynym sposobem, aby zmieścić je wszystkie na modelu, to ustawienie ich GW-style, czyli dwójka jedzie z przodu na ostrzach, gotowi do abordażu :) I nie ma co tu kombinować, u mnie też tak będzie. Zastanawiam się jednak (i to moja największa obawa) jak ich przykleić do modelu? Czy pinować do pomalowanych części? Przykleić na super? A może tylko przytknąć na blue-tack (klejąca plastelinowa masa)?

Ale martwić się tym  będę, jak już będę miał co mocować, a na razie - do pędzla :)

Pozdrawiam,
red_gobbo

1 komentarz: